Inspiracją do dzisiejszego wpisu jest Autocoaching dla każdego – Odnajdź swoje mocne strony i osiągnij zaplanowane cele autorstwa Benedykta Peczko. Spokojnie, wbrew nagłówkowi nie grozi Wam żadne niebezpieczeństwo. Chyba że sami je na siebie ściągniecie 😉
Ten clickbajtowy tytuł nasunął mi się, kiedy myślałam o grupie docelowej tej książki. W recenzji na Instagramie wskazałam, że jest dla osób średniozaawansowanych (jakkolwiek to zmierzyć) w temacie rozwoju osobistego i na pewno dla tych, którzy z sukcesem przepracowali swoje problemy.
Skąd ten zuchwały wniosek w głowie takiego laika jak ja, zapytacie. Już spieszę z wyjaśnieniem.
Powodem takiego, a nie innego wyboru grupy, której poleciłabym ten tytuł jestem ja sama. Od ponad roku uczęszczam na terapię, przepracowałam wiele problemów, jestem zafascynowana tematem rozwoju osobistego, ale… poległam przy wielu ćwiczeniach z tej książki.
Musicie wiedzieć, że Autocoaching zaczyna się od prośby o przygotowanie notesu do studiowania zawartości i to słowo studiowanie najlepiej oddaje zawartość. Pracy własnej jest tutaj sporo, ale są też narzędzia, pytania pomocnicze, kontekst historyczny, powoływanie się na badania oraz przytaczanie przykładów z sesji coachingowych i terapeutycznych. I wszystko pięknie ładnie, ale w tym momencie, w którym jestem nadal potrzebuję kogoś, kto usiadłby ze mną i przepracował te ćwiczenia. Kogoś, na kim mogłabym się oprzeć, dopytać, poradzić się, poprosić o przykładowe odpowiedzi albo wskazanie kierunku moim myślom.
I pewnie teraz co bardziej krytyczni z Was uśmiechną się z politowaniem, że nie wiem, w którym kierunku mam myśleć, ale prawda jest taka, że człowiek zamknięty w pudełku myślenia o swoich problemach nie widzi niczego innego. Widzi ściany, sufit tuż nad głową, brak okien i brak drzwi, a jak przestaje wgapiać się w sufit to wgapia się we własne stopy. Najgorsze w byciu w problemie jest to, że nie widzisz niczego poza. Patrzysz i myślisz tunelowo, opierasz się na znanych rozwiązaniach, widzisz tylko kłody pod nogami, a nie ścieżki, którymi możesz te kłody ominąć. To przytłaczający stan wąskiego myślenia i stłamszonych emocji. To nie jest stan do pracy nad sobą i wzbijania się wyżej. To stan, z którego trzeba wyjść, aby móc się wznosić. Balast, którego trzeba się pozbyć.
W moim prywatnym odczuciu osoba, która jest zafiksowana na swoich problemach i nie widzi żadnej drogi wyjścia nie da sobie rady z tymi ćwiczeniami i co gorsze, utrwali się w swoich przekonaniach, wpełznie jeszcze dalej w to bagno, bo nie będzie miała wsparcia i kogoś, kto pomoże zrozumieć, że to są tylko myśli. Nasze myśli to nie jesteśmy my.
Wiele spraw można przepracować samemu i ja tego nie kwestionuję, ale wiem też, że czasem trzeba kogoś, kto pomoże nam zdjąć klapki z oczu, podnieść głowę i zobaczyć niebo zamiast sufitu. Kogoś, kto pozwoli nam wypracować dystans między nami, a myślami ciągnącymi nas w dół.
Benedykt Peczko w swojej książce poruszył wiele ważnych tematów takich jak sformułowanie problemu. Kluczowe, żeby w ogóle zacząć poszukiwać rozwiązania oraz równie ważne – wskazanie ram problemu, czyli kontekstu posiłkując się genialnym przykładem noża, który w kuchni służy do krojenia, w walizce na lotnisku wzbudza zainteresowanie celników, a na miejscu zbrodni ubrudzony krwią jest potencjalnym narzędziem zbrodni. Sam nóż jest po prostu przedmiotem. Umiejscowiony w takim, a nie innym otoczeniu daje nam konkretny kontekst, z którym można pracować.
Osoby średniozaawansowane w trakcie studiowania Autocoachingu (to naprawdę właściwe określenie dla tej treści) czeka praca nad zasobami, przekonaniami, medytacja uśmiechu, zapisy rozmów z sesji, bardzo dużo wymagających ćwiczeń oraz interesujące treści o działaniu i budowie umysłu.
Czy źle dobrana książka może zaszkodzić? Myślę, że kiedy jesteśmy kłębkiem nerwów zamkniętym w swoich przekonaniach i czarnym nastroju nie uda nam się wykrzesać tyle samoświadomości, żeby zacząć rozwiązywać tak wymagające ćwiczenia jak w Autocoachingu. Benedykt Peczko rzucił spore wyzwanie. Z pewnością wiele osób się go podejmie i wykona ćwiczenia z sukcesem, ale zdecydowanie nie jest to treść dla każdego.
Myślę, że w zależności od tego, w jakim stanie jesteśmy, trzeba dopasowywać książki, filmy i podcasty do naszych zasobów i aktualnych możliwości. Rzucanie się z motyką na słońce może zniechęcić i podkopać naszą wiarę w siebie, dlatego w czasie zmagania się z licznymi trudnościami zdecydowanie rekomenduję terapię i zaopiekowanie się sobą niż próbę forsowania zmian na siłę.
Średniozaawansowanym polecam Autocoaching Benedykta Peczko, a osoby, które dopiero zaczynają odsyłam do troski o wewnętrzne dziecko oraz zatroszczenia się o uzupełnienie zasobów, aby życie było łatwiejsze.
Czy wierzę, że jakakolwiek książka potrafi zrobić krzywdę? Jeśli spadnie nam na głowę z pewnej wysokości to z pewnością. Jeśli zaś chodzi o treść to wydaje mi się, że krzywdę to może nie, ale zniechęcić owszem. Sięgając po tytułu z półki zbyt wysokiej na nasze obecne możliwości możemy jeszcze bardziej ugrzęznąć w bagnie problemów, po którym się poruszamy. Wyzwania są dobre, ale nie każde wyzwanie w tym momencie jest dobre dla nas.
Pamiętajcie o tym i nie zniechęcajcie się, że nie daliście sobie z czymś rady. Wszyscy popełniamy błędy, odpuszczamy, wracamy i próbujemy dalej. Też mogłabym stwierdzić, że o kant D… ta moja terapia, nadal jestem w lesie, bo nie dałam rady z tymi ćwiczeniami, ale to normalne, że nie wychodzi. To po prostu nie jest ten czas. Jeszcze kiedyś je wszystkie rozpykam 😉
Posty na blogu publikuję co dwa dni. Jeśli chcesz otrzymywać informację o nowym wpisie, podaj poniżej swój adres mailowy
Dziękuję Ci, że czytasz mojego bloga. Jeśli podoba Ci się to, co piszę, możesz wesprzeć mnie zakupem wirtualnej kawy pod tym linkiem. Zarobione w ten sposób pieniądze przeznaczam na dalszą edukację oraz rozwój bloga.
Dodaj komentarz